83. "Śpiący rycerze" - Aleksandra Klęczar, Agnieszka Fulińska - Zima nie była jeszcze nigdy tak magiczna.

Hej, hej kochani~!

To pierwsza recenzja od jakiego (bardzo długiego) czasu na moim blogu. Uh, trochę już minęło, co?
Ale w końcu się coś pojawia i cieszę się z tego powodu niesamowicie! Zwłaszcza, że pozycja, którą tu dla Was przygotowałam jest całkiem interesująca. :)
Od razu ostrzegam - mogą pojawić się spoilery do pierwszego tomu! Jego recenzję znajdziecie tutaj: Klik!

.~* *~.

Tytuł: "Śpiący rycerze" 
Cykl: Dzieci Dwóch Światów (tom 2)
Autor: Aleksandra Klęczar, Agnieszka Fulińska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 350
Okładka: miękka, ze skrzydełkami

"Hanka i Igor spotykają się ponownie, tym razem podczas ferii zimowych. Oboje są uczestnikami obozu na Podhalu, zorganizowanego przez ojca Igora pod patronatem mistrza Twardowskiego. Na obozie pojawiają się też inne dzieci dwóch światów, nie wszystkie w pełni świadome swego dziedzictwa.

Guślarze ujawniają, że przed bohaterami stoi nowe zadanie: muszą zdobyć magiczny klejnot znajdujący się na jednym z tatrzańskich szczytów. Ale jak tego dokonać w środku zimy, kiedy wszędzie leży mnóstwo śniegu i nie da się wyjść na szlak? Czy śpiący rycerze spod Giewontu pomogą w poszukiwaniach? A może będzie to zupełnie kto inny? Na dodatek jest poważny problem: już od jakiegoś czasu nie ma kontaktu z mistrzem Twardowskim, co bardzo niepokoi jego wiernego koguta. Trzeba koniecznie odnaleźć czarodzieja, bo bez niego magia nie działa tak, jak powinna.

Pojawia się też pytanie: gdzie tak naprawdę są Popiel i Dragomira?"



.~* Kilka cytatów *~.
(Fragment pierwszego rozdziału)

"HANKA 


Ciemna strona



Nawet się nie spodziewałam, że reszta roku upłynie mi tak… zwyczajnie.
Po powrocie znad Gopła dobry tydzień zajęło mi przekonanie samej siebie, że już po wszystkim, że policja lada moment znajdzie Jolantę-Dragomirę (przecież MUSZĄ ją aresztować za próbę kradzieży cennego artefaktu ze stanowiska archeologicznego, co nie?), a magiczny sztylet wyląduje na samym dnie skrzyni w najdalszym końcu wielkiego, ale to naprawdę wielkiego muzealnego magazynu.
Po mniej więcej dziesięciu dniach zaczęłam sypiać spokojniej, mimo że Jolanta zapadła się pod ziemię, co oznaczało, że przebywa na wolności. Może poszłoby mi szybciej, gdyby mama nie uwierzyła, jeszcze na wakacjach, że cierpię na coś, co się nazywa „sennowłóctwo”, inaczej „somnambulizm”. (Przeliterowałam, nie ma błędów. Założę się, że nawet Igor nie zna tych słów).
Rodzice wcale nie zapomnieli mojej ściemy po nocnej wyprawie przeciw Popielowi, kiedy to udawałam, że chodziłam przez sen. Zaraz po powrocie znad Gopła mama poszła ze mną do pani doktor psychiatry, żeby przedyskutować sprawę. Teraz już mogę się przyznać, że strasznie się przed tą wizytą denerwowałam, jak się okazało – niepotrzebnie. Po nawet dość miłej rozmowie (starałam się unikać jasnych odpowiedzi na skomplikowane pytania dotyczące przeżyć podczas wakacji) wyszłyśmy z gabinetu z długą listą zaleceń. Miałam spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu (okej), kłaść się wcześniej (o nie!), spać dłużej (może być), drzemać w ciągu dnia (cooo?!) i zredukować wszelkie czynniki, które wprowadzają w moje życie niepokój i stres.
– Czy to znaczy, że mogę nigdy więcej nie widywać Leszka? – zapytałam w drodze do domu.
– Hanka… – jęknęła mama. – To jest poważna sprawa, daruj sobie wygłupy, dobrze? Może to był pojedynczy incydent, ale trzeba zadbać, żeby nie doszło do nawrotów. Będziemy przestrzegać zaleceń lekarskich. Zabezpieczymy twój pokój, żebyś się nocą o nic nie potknęła i  nie zrobiła sobie krzywdy, kupimy rolety zaciemniające… Wszystko się ułoży. Jest zresztą spora szansa, że z tego wyrośniesz, pani doktor mówiła, że problem lunatykowania zwykle dotyczy dzieci i młodszych nastolatków.
Nie ma szans, pomyślałam ponuro. Żeby wyrosnąć z… jak to było, sennowłóctwa?… musiałabym najpierw na nie zapaść. Tyle mi przyszło z krętactw. Zawsze chciałam być jak Loki, a kiedy raz udało mi się skłamać skutecznie, to ta mała wycieczka na ciemną stronę mocy i tak obróciła się przeciwko mnie. Ale łgarstwo było w sumie mniejszym złem – też byście nie chcieli, żeby wasi mama, ojczym i młodsza siostra dowiedzieli się o istnieniu upiora
Popiela, prawda? Mimo to musiałam przez resztę lata i całą jesień kłaść się spać wcześniej i, co gorsza, praktykować poobiednie leżakowanie bez komórki, czytnika i telewizji, bo niebieskie światło pobudza, bla, bla, bla. Wytargowałam przynajmniej zgodę na słuchanie podcastów i audiobooków."

.~* *~.

Prawie, że rok temu miałam okazję recenzować dla Was I tom serii "Dzieci Dwóch Światów", czyli "Mysią Wieżę". Co zmieniło się od tamtej pory?

Nasi młodzi obrońcy świata spotykają się ponownie - tym razem podczas ferii zimowych na Podhalu, organizowanych przez tatę Igora. I to nie mają być zwykłe ferie, oj nie. Inna sprawa, że dzieciaki przyciągają kłopoty jak magnes, no ale. Zimowisko ma być bowiem magiczne - w naukach ma ich wspomóc mistrz Twardowski, ich znajoma technoguślarka Lilianna i babcia Aliny, czyli "moja babcia czarownica". :P

Tyle, że już od początku nie wszystko idzie zgodnie z planem... "Hogwart" okazuje się niewypałem, bo zaginął mistrz Twardowski, a letnia przygoda daje o sobie znać.

"Mysia Wieża" była sama w sobie już dobrą książką młodzieżową, poruszającą tematy z zakresu mitologii słowiańskiej i legend polskich, co już jest świetne, bo jednak trochę tych legend mamy i są one jak najbardziej warte uwagi. Bałam się tylko, że drugi tom może "nie dać rady" pierwszemu, bo niestety często tak bywa. Oj, jak ja się pomyliłam!

Autorki tym razem kierują nas w stronę gór, bliższych mojemu sercu, bo prawie każde wakacje spędzam w ich okolicy. Dodatkowo jest to miejsce wielu znane - okolice Zakopanego. I to jeszcze przyprószonego śniegiem, bo akcja dzieje się, jeśli się nie mylę, w styczniu. Raz spędziłam w Zakopanem święta Bożego Narodzenia, więc powiem Wam, że potrafi być tam naprawdę magicznie. I taki też klimat miał towarzyszyć tej książce - śnieg, przygoda i magia. Bo jak wiadomo - jak jest Zakopane to jest i Giewont. A jak jest Giewont to są i Śpiący Rycerze! Ale oni nie są jedyną magią nawiedzającą tę okolicę, oj nie... To dopiero początek!
Muszę Wam przyznać, że czytanie o miejscach, w których się było i się je pamięta, dodaje dodatkowej magii. Bo niby znajome, ale to dodajmy szczyptę czegoś, tu pokażmy z innej strony. I od razu robi się... Magiczniej? :P
Ile razy napisałam tu już słowo "magia" w różnej formie? 



Do naszego magicznego grona, czyli Hanki, Igora i Aliny dołączają nowi bohaterowie - Julka i Prosper, czyli kolejni uczestnicy zimowiska.
Julka to cukierkowy słoń w składzie porcelany - dziewczyna potykająca się dosłownie o własne nogi, postury zapaśniczki, ale lubiąca róż i brokat. Jest najstarsza w młodzieżowym gronie i mimo bycia niezdarą wszystkim matkuje. Dodatkowo robi się z niej niezły śpioch. Na początku miałam zarzucić, że przez to jej postać stała się nieco nudna, wręcz chwilami epizodyczna, ale gdy wyszło dlaczego tak jest... Okej, zwracam honor, wszystko stało się jasne i logiczne!
Prosper jest najmłodszy z całej bandy magicznych dzieciaków. Ma okulary jak denka od butelek i jest... Dziwny. I to raczej nie jest obelga. :P Z całej ekipy jest najbardziej tajemniczy i chyba rozwinięcie jego historii chciałabym poznać najbardziej, bo też jakoś tak o nim jest chyba najmniej.
Potem w historię wplata się jeszcze dwóch nowych kolegów - Franek i Giuseppe.
Franek jest synem gospodarza użyczającego lokum na zimowisko, więc rodowity góral. I jak się domyślacie - nie jest tu do końca przypadkiem.
Tak samo jak Giuseppe - syn instruktora jazdy na nartach, do którego za namową Hanki zapisują się dzieciaki. Myślicie, że jest tam tylko po to by podawać kijki? Ne-e.
Każdy z "nowych" wnosi do historii (i drużyny!) swój kawałeczek, spajający całość opowieści.

Oczywiście na tych postaciach się nie kończy - mamy ko-ko-koguta Twardowskiego, wracają starzy wrogowie, pojawiają się też nowi. Są nawet duchy (zaleciało Dziadami :P)! Ogromnie chciałam pochwalić za postać Przechery, bo jest naprawdę ciekawa i zabawna. Jeśli mogłabym ją porównać to kojarzy mi się totalnie z mitologicznym Lokim. Jego spór z kogutem - złoto. No, ale jak miałby być skoro to lis z kogutem? :P

Jedyną rzeczą, która może mnie lekko irytowała był fakt, że niektóre rzeczy działy się dziełem totalnie magicznego przypadku. 
Ojej, nie mamy jak przejść? 
Booom, magiczna interwencja nie wiadomo skąd! 
Niby rozumiem, książka młodzieżowa i oparta na magii, ale na przykład ominięcie jazdy bryczkami do Morskiego Oka - po prostu puff i już! (Oczywiście nie popieram bryczek nad Morskie Oko, to straszne męczenie zwierząt. :C) Więc to był dla mnie jedyny taki szczegół, który nie do końca kleił się w książce, ale jestem w stanie zrozumieć taki zabieg.

Ale muszę przyznać, że jeden z rozdziałów, cały napisany gwarą góralską, sprawił mi nie lada problem! To nie jest oczywiście minus, bo to było dość ciekawe przeżycie. :D
Aż musiałam googlować słowa by cokolwiek z tego zrozumieć. Spędziłam nad tymi stronami więcej czasu niż nad resztą książki! :P

Ale brawa dla autorek, bo to coś nietypowego i ciekawego. No halo, gdzie macie opowieści po góralsku, nie licząc góralskich książek czy jakiś matur?

Plus jestem największą fanką koboldów. Bo tak.
(Wspomnienia z sesji RPG. Liga Upośledzonych Dżentelmenów. Pozdrawiam drużynę. ;'))



Śpiący rycerze

.~* Wady i zalety *~.

Wady:


- dużo postaci - można się pogubić?
- chwilami akcja wydaje się kwestią czystego przypadku
- do tej pory nie wiem czy tam powinno być "tablet" czy "fablet" - ale to już mój mały przytyk :P

Zalety:

- polskie legendy opowiedziane w kreatywny sposób
- nowe, ciekawe postaci
- nawiązania do popkultury
- TEN KOBOLD


.~* Podsumowując *~.

"Śpiący Rycerze" są bardzo udaną kontynuacją przygód znanych nam już bohaterów - Hanki i Igora. Sam koncept serii jest według mnie bardzo dobry - też przecież mamy fajne legendy, z których można wiele zrobić! Więc jeśli lubicie klimaty słowiańskiej mitologii i młodzieżowe przygotówki to możecie brać w ciemno serię "Dzieci Dwóch Światów". :)

A ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom, bo po tym epilogu, nie ma, że nie będzie. :P


.~* Moja ocena *~.
8/10

.~* *~.

A gdybyś mógł usłyszeć książki śpiew...
Czyli piosenka, która przyszła mi na myśl.



.~* Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Galeria Książki *~.

.~* *~.

6 komentarzy :

  1. Ja wczoraj czytałam 1 tom i pochłonęlam go w jeden dzień �� a dzisiaj wzięłam się za "Śpiących rycerzy" właśnie i mam nadzieję, że mi się spodobają, bo Mysią wieżę czytało się naprawdę przyjemnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak szybko weszła Ci "Mysia Wieża" to i na pewno spodobają Ci się "Śpiący Rycerze"! :D

      Usuń
  2. Bardzo mi się podobała! Autorki mają świetne pióro i myślę, że to ciekawa pozycja nie tylko dla najmłodszych. Szkoda, że tak mało autorów czernie z naszych rodzimych wierzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zabawne, że niby książka kierowana na dzieci i młodzież, a zachwycają się i starsi! Również żałuję, że z naszych wierzeń dopiero powolutku brane są jakieś pomysły, bo warte są o wiele więcej!

      Usuń
  3. Bardzo fajna młodzieżówka :) Lubię jak akcja ma miejsce w Polsce i to jeszcze w tak pięknych rejonach :) Trochę magii, mitologii, fajne :):):)

    OdpowiedzUsuń

Niesamowicie cieszą mnie Wasze komentarze, które mogę tu czytać. Więc śmiało, zostaw tu coś od siebie. ;)
Z chęcią odpiszę na każdą wiadomość~! <3

Ale jeśli masz pisać coś w stylu "Super blog, zapraszam do mnie (link)" to lepiej sobie odpuść.
Serio. To nie jest blog do reklamowania się.

Zamknieta w pozytywce © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka