74. "Mysia Wieża" - O królu, co go myszy zjadły.

Hej, hej kochani~!

Ciężkie 2 tygodnie za mną, jeszcze jeden i święta! Na szczęście jest i odrobina czasu na napisanie czegoś dla Was. <3
Łatwo nie jest, ale jakoś daję radę.
To co?

Zapraszam na recenzję!
.~* *~.

Okładka książki Mysia WieżaTytuł polski: "Mysia Wieża"
Autor: Agnieszka Fulińska, Aleksandra Klęczar
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 456
Okładka: Miękka, ze skrzydełkami


"Przeszłość skrywa tajemnice, o których nie śniło się archeologom.

Dwunastoletni Igor i jego rówieśniczka Hanka przypadkiem spotykają się na wakacjach nad jeziorem Gopło. Nie wiedzą, że lato w cichym zakątku koło Kruszwicy przyniesie im nieoczekiwane przygody. Któż by się bowiem spodziewał w takim miejscu gadających myszy, duchów pradawnych królów, hologramu czarodzieja i jak najbardziej żywych wieszczek i guślarzy? Tajemnice i dramaty czające się w przeszłości bohaterów też okażą się ważniejsze, niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać.

Kim była matka Igora, o której nigdy nie mówi się w domu chłopca? Jak rozprawić się z lichem? Gdzie szukać sposobów na pokonanie króla ducha i jego upiornej małżonki? Odpowiedzi czekają w Mysiej Wieży, pierwszym tomie serii „Dzieci Dwóch Światów”, powieści przygodowej z mitologią słowiańską w tle.

Jeśli podoba ci się seria „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”, to polubisz też Igora, Hankę i ich przyjaciół."



.~* Kilka cytatów *~.
(Fragment pierwszego rozdziału)


"IGOR

Jak spełniło się moje marzenie (niestety)

Jeśli wydaje się wam, że Indiana Jones jest typowym archeologiem, mylicie się. Jeśli wyobrażacie sobie, że wakacje spędzane na wykopaliskach są super i przeżywa się na nich niesamowite przygody, to mylicie się jeszcze bardziej. Takie w każdym razie doświadczenia wyniosłem z kilku lat towarzyszenia mojemu tacie podczas jego wakacyjnych wyjazdów w teren. Miałem więc wszelkie podstawy, by zakładać, że w tym roku będzie jak zawsze. Przywykłem już do przesiewania ziemi w poszukiwaniu kawałeczków czegoś, co było wiele lat temu broszką (fachowo nazywa się to f bula), albo okruchów jakiegoś prastarego garnka. Przestałem się nawet dziwić, że dorośli ludzie robią wielkie halo z powodu ciemniejszych plam ziemi i na serio rozprawiają godzinami, czy były to słupy, czy paleniska. Wiem, że zamiast kryształowych czaszek, złotych figurek czy świętych kielichów znajduje się zazwyczaj potłuczone gliniane naczynia, które nawet za swojego żywota były krzywo wytoczone i brzydkie. Ale ci ludzie, znaczy archeologowie, rozczulają się nad nimi, jakby to były… no, niemal takie cuda, jakie Indy znajduje na każdym kroku.
Jak na ironię tato miał nawet takie przezwisko na studiach: Witold „Jones” Gajewski. Teraz woli o tym nie pamiętać. Wszyscy wróżyli mu wielką karierę, ale coś poszło nie tak.
Mamy nigdy nie znałem. Tato twierdzi enigmatycznie, że odeszła, kiedy się urodziłem. Ale jakiś czas temu zwróciłem uwagę na adnotację „matka nieznana” w moim akcie urodzenia. Jasne. Tato bywa trochę zakręcony, ale żeby nie wiedzieć, kto jest matką własnego syna? To już coś więcej. Co gorsza, kiedy go raz zapytałem (złośliwie, przyznaję), czy znalazł mnie pewnego dnia na wycieraczce z karteczką informującą, że jestem jego synem, on tylko rzucił mi znużone spojrzenie – oczywiście przeglądał, jak zwykle, stare dokumenty – skinął potakująco głową i mruknął: „Mniej więcej”. Po czym wrócił do książki czy rękopisu, czy co tam akurat czytał. Niestety zdążyłem się już dowiedzieć, że o ile w miarę łatwo ukryć tożsamość ojca, o tyle mamy zazwyczaj rodzą dzieci w szpitalach, więc trudniej jest im pozostać anonimowymi. Mojej najwyraźniej się udało. Oczywiście niektórzy koledzy wyśmiewali się, że nawet własna matka mnie odrzuciła. Kiedy poskarżyłem się tacie, odwrócił wzrok i powiedział drżącym głosem, że mama była dobrą osobą i chciała jak najlepiej. Tyle zdołałem z niego wyciągnąć. Zastanawiałem się, czy może była narkomanką albo coś w tym rodzaju i wolała nie mieć złego wpływu na dziecko, ale nigdy więcej nie odważyłem się o to pytać. Zwłaszcza że i tak wolałbym ją znać.
Tato jest super, bardzo go kocham i nie zamieniłbym na żadnego innego, problem tylko w tym, że on często nie do końca wie, czego może potrzebować dziecko. Gdy byłem mały, opiekowali się mną głównie dziadkowie, u których mieszkaliśmy, a od kiedy przeprowadziliśmy się do Krakowa, w domu jest ciotka Helena – mieszkamy u niej, bo została całkiem sama po śmierci siostry. Ciotka wprawdzie ledwie słyszy (urodziła się przed drugą wojną światową!), a kiedy się źle czuje, to przejście przez mieszkanie zajmuje jej pół dnia, ale gotuje wspaniałe obiady, czego nie da się powiedzieć o tacie. Wiem, że ojciec miał w życiu sporo problemów. Moja mama i podrzucone dziecko musiały do nich należeć. Poza tym nie dostał pracy na uczelni, ponoć z powodu jakichś nieprawidłowości
na wykopaliskach, które prowadził, ale ja myślę, że przyczyną było coś innego – jego naukowa pasja (czytaj: obsesja). Jeszcze do niej wrócę."


.~* *~.

Igor wraz z tatą jak co roku udaje się na wykopaliska, z racji zawodu ojca, który jest archeologiem. I nie, nie spodziewajcie się złotych artefaktów i kryształowych czaszek z Indiana Jonesa. Wykopaliska są w okolicy Kruszwicy, nad jeziorem Gopło. Może nie brzmi specjalnie pasjonująco, ale niecodzienne odkrycie potrafi zmienić zdanie.
Puszczając kaczki na jeziorze odkrywa, że jest obserwowany. I tak poznaje Hankę, która przyjechała wraz z rodziną na wakacje. Dziewczyna prowadzi go do znalezionych ruin i tak zaczyna się przygoda z myszami.
I tak oto nudne wakacje zmieniają się w misję ratowania świata przed złym Popielem i jego ukochaną Dragomirą.

Tak więc przed nami mitologia słowiańska z nutką magii. 
Guślarze? Są.
Licho? Jest.
Gadające myszy? Są.
Zły król i wiedzma? Obecni!
Jak już wspominałam w poprzedniej recenzji, również z wątkiem mitologicznym, nie jest łatwo dobrze go w powieść wpasować. Tu mamy legendę o Popielu, którą trzeba było wpleść w historię tak, by nie była ani głupia ani bez sensu. W tym przypadku mamy lekką w czytaniu przygodę dwójki dzieciaków, których los złączył w celu pokonania zła.

Może nie brzmi to dla niektórych zbyt ambitnie, ale dodam, że to książka dla dzieci i młodzieży. Może prolog i grubość książki o tym nie świadczą, ale tak jest. Choć co to za książka dla dzieci, która podoba się tylko dzieciom? 
Może i lekko przewidywalna, ale jednak wciąga. Do tego jest przezabawna. Relacja dwójki głównych bohaterów jest po prostu urocza. 


Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw - Igora i Hanki, co jest zabiegiem jak najbardziej dobrym. Pozwala to towarzyszyć obu bohaterom w ich przygodach, które chwilami rozchodzą się do dwóch różnych miejsc i sytuacji. Dodatkowo pozwala lepiej poznać bohaterów, którzy są dość specyficzni. :)

Propo bohaterów. Zabawne jest to jak różnią się od siebie. Igor jest chłopcem, który przez pracę taty interesuje się historią i ogólnie pojętą klasyką. Można by go uznać za trochę dziwnego, patrząc na dzisiejsze dzieciaki. Hance za to nie obca jest popkultura (co chwilę wspomina Iron Mana <3), jest fanką sportu i geologii. Niby totalnie dwa światy, ale łączą ich wątki. 
I niech nie zwiedzie Was okładka - oni nie są AŻ tak młodzi. :)

Plus podoba mi się, że książka nie skupia się tylko na głównych bohaterach, ale ich rodzinach. Naprawdę, czasami miło jest zobaczyć, ale postać ma rodzinę. Ile to ja się naczytałam książek czy opowiadań o sierotach, których rodzice zginęli, bo (tu wstaw jakiś powód, który pozwoli postaci biegać do woli w świecie pełnym magii). To już męczące!


Jako ciekawostkę dodam, że jedna z autorek jest tłumaczem książek Riordana, co czuć chwilami dość mocno (choćby tytuły rozdziałów!), jak i mojej kochanej Trylogii Czarnego Maga Canavan. Więc może dlatego niektórym kojarzyć się to z takim słowiańskim Percy'im czy Magnusem Riordana, co raczej jest komplementem dla powstającej serii.



.~* Wady i zalety *~.

Wady:


- profesjonalna terminologia - to książka głównie dla dzieci i młodzieży, która może nie zrozumieć nie znając tematu
- kilka drobnych błędów (zmiana płci w kilku zdaniach :P)

Zalety:



- profesjonalna terminologia - interesuje tematem
- mitologia słowiańska
- nawiązania do popkultury
- ciekawy temat



.~* Podsumowując *~.

Jestem przekonana, że "Mysia Wieża" będzie prawdziwą gratką dla młodych pasjonatów fantastyki i przygodówek. I dłuższych serii, bo na jednym tomie się nie skończy. ;)

P.S.: Chwilę po publikacji tego posta odezwała się do mnie redakcją portalu Moja Kruszwica, miasta, w którym dzieje się akcja książki! Dzięki temu moja recenzja gości teraz na ich stronie. :)
Link do recenzji na portalu: Klik!


.~* Moja ocena *~.
8/10

.~* *~.


Za książkę dziękuję wydawnictwu Galeria Książki
Znalezione obrazy dla zapytania galeria książki
.~* *~.

4 komentarze :

  1. Warto wspomnieć, że pewien portal informacyjny pożyczył sobie tę recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A prawda, prawda. Użyczyłam im mej "pięknej" recenzji. :D
      Link tutaj:
      https://mojakruszwica.pl/pl/14_kultura/7920_mysia_wie_a_o_kr_lu_co_go_myszy_zjad_y_recenzja_ksi_ki.html

      Usuń
  2. Piękna recenzja. Oglądałam książkę w księgarni i ledwo wstrzymałam się z zakupem. Niby tylko dla młodzieży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Skoro i dorosły może się przy niej dobrze bawić to nie tylko dla młodzieży. :P

      Usuń

Niesamowicie cieszą mnie Wasze komentarze, które mogę tu czytać. Więc śmiało, zostaw tu coś od siebie. ;)
Z chęcią odpiszę na każdą wiadomość~! <3

Ale jeśli masz pisać coś w stylu "Super blog, zapraszam do mnie (link)" to lepiej sobie odpuść.
Serio. To nie jest blog do reklamowania się.

Zamknieta w pozytywce © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka