25. "Pan Lodowego Ogrodu: Tom IV" - Jarosław Grzędowicz - Koniec?

Witajcie kochani~! ^^

Grudzień na dobre się zaczął, a na blogu pustki. Coś jest nie tak, trzeba wziąć się do roboty i coś wrzucić!

Udało mi się skończyć PLO, w końcu! Tylko, że skończyłam serię jakieś... 4-5 tygodni temu? :P
Tak, zaległości ciągną się za mną jak żelazny łańcuch. Tyle rzeczy muszę jeszcze wrzucić, a tu nie ma czasu by to ogarnąć. Wiecie, że mam gdzieś nieopublikowaną reckę z września? :P

Może kiedyś doczeka się publikacji. MOŻE.
A teraz, zapraszam na ostatni tom "Pana Lodowego Ogrodu"! :)



Na wstępie informuję też, że recenzja będzie zawierać dużo spoilerów do poprzednich części PLO. Więc jeśli ktoś nie czytał pierwszego i drugiego tomu, a ma zamiar czytać, jest w trakcie czytania czy też nie lubi spoilerów to niech nie czyta tej recenzji.

Tytuł polski: "Pan Lodowego Ogrodu: Tom IV"
Autor: Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 869
Rok wydania: 2012
Okładka: miękka

Wyzwanie biblioteczne:
 6/30

"Na tę chwilę fani czekali długie 3 lata. Trzy lata pytań powtarzanych do znudzenia: kiedy, kiedy, kiedy, kiedy… Niewiele jest na świecie powieści, które w podobny sposób nie poddają się zapomnieniu.

To irytujące, kiedy coś odrywa Cię od lektury dobrej książki, prawda? Zawsze, kiedy musiałem przerywać lekturę PLO, byłem wściekły. To świetna powieść. "


Tomasz Kołodziejczak, autor Dominium Solarnego

"Pan Lodowego Ogrodu – finałowy, czwarty tom cyklu, ozdobionego kompletem nagród przyznawanych w polskiej fantastyce. Sztandarowe dzieło pisarza z legendarnego „Klubu tfurcuff”, grupy której prace złożyły fundament pod współczesną polską fantastykę. Kontynuacja historii uznanej przez portal Onet za „fantastyczną powieścią dziesięciolecia 2000-2010”.

Mnożąc realizm przez fantastykę, Grzędowicz osiąga efekt jeszcze większego autentyzmu."


Jacek Dukaj, autor powieści Lód

"Ten cykl to właściwie jeden wielki, literacki popis możliwości kreacji współczesnego pisarza popkulturowego. Faszerowany efektami blockbuster z przesłaniem sprowadzony do postaci książki. Perspektywa opisu zmieniająca się w zależności od tempa akcji, wielotorowa fabuła, słowa kreślące dziwaczny, szalony wręcz obraz rodem z sennych widziadeł Hieronima Boscha. Supertechnologia w bezpardonowym pojedynku z magią. Akcja gna przez świat, który nie jest jedynie płaską dekoracją służącą za tło zmagań herosów. Odkrywamy skomplikowany mechanizm z barierami kulturowymi, obsesjami i pragnieniami, który zachowuje prawo do istnienia i funkcjonowania nawet bez galerii pierwszoplanowych postaci.

To już nie jest tylko forma rozrywki. Jarosław Grzędowicz błyskotliwie udowadnia, że uniwersalnym popowym kodem pisarz może mówić o rzeczach fundamentalnych i prowokować do wyciągania wniosków.

Taki jest Pan Lodowego Ogrodu. Porywająca opowieść o konsekwencjach popełnionych czynów."


Kilka cytatów:


"...To mówiłem ja, Nitj’sefni. Łubu-dubu."

"Nasza wielka europejska ojczyzna to najbardziej zakłamana, nielojalna i kłamliwa kurew, jaką Ziemia nosiła."

"(...)bez względu, w jakich czasach przychodzi ludziom żyć, zawsze są pewni, że są one wyjątkowo straszne i że świat zmierza do katastrofy. A wszystko, co widzą, choćby najoczywistsze, wydaje im się to potwierdzać. "

"A jakim sposobem można nie znaleźć rzeki? Byłem tam kiedyś, to i trafię z powrotem. Ty się musisz od nowa uczyć drogi za każdym razem? Strach pomyśleć, jak znajdujesz wychodek."

"Jeżeli masz przyjaciela, któremu wierzysz i życzliwości się spodziewasz, otwórz mu swą duszę, i dary wymieniaj, i często spotykaj.

Jeżeli masz innego, któremu nie wierzysz, lecz chcesz mieć z niego korzyść, układaj piękne słowa, lecz myśli kryj zdradliwe i fałsz płać zdradą.

(Pieśni Najwyższego - Havamal)"
 
"Kiedy człowiek przybywa do nowego miejsca, najpierw musi się go nauczyć. Poznać. Nie tylko tego, gdzie jest gospoda, stacja karawan albo dom, w którym mieszka, albo jak trafić na targ czy gdzieś, gdzie można kupić posiłek. Musi nauczyć się też, jak wyglądają miejscowe obyczaje, poznać przynajmniej parę słów, którymi mówią mieszkańcy, poznać zapachy, smaki, dźwięki i kolory miejsca, w które trafił. Musi pozwolić, by to miejsce go trochę zmieniło. "

"...Płyniecie do Ogrodu i załatwione. Szaleństwo, śpiew, hopsasa, tańce nago przy ognisku i tak dalej."

"Coś dziwnego dzieje się z Callo - rzekł. - Znaczy z Bolesną Panią. Odkąd zaszło słońce, zaczęła się dziwnie zachowywać i znowu dostała ataku. Tylko teraz oprócz dzikich dzieci wyprodukowała jakiegoś wielkiego Kebiryjczyka w leopardziej skórze, o czaszce nabitej gwoździami i równie dziwaczną dziewoję w muślinach i z batem. Albo to jakieś nieudane fantazje erotyczne, albo jej totalnie odbija. Awanturuje się tam z nimi, wszędzie jakieś mgły i dymy, pełno wrzasku, Fjollsfinn próbował wpuszczać do jej pokoju jakieś usypiające opary, ale nic to nie daje. A tobie jak minął dzień? "

"Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją. "

"- Wolałbym iść z wami - powiedział Drakkainen.
- A ja bym wolał siedzieć w cebrze z wodą, trzema dzierlatkami i dzbanem - wyrwał się Spalle.
- A pewnie - warknął Grunaldi. - I kaczką.
- A na co mi kaczka?
- A na co ci dzierlatki?"

"Albo nie żył, albo umierał, a w każdym razie znajdował się w rękach zaćpanych psychopatów wytatuowanych w żmijowe zygzaki. "

"Miał świadomość, że wygląda jak pajac, ale tak musiało być. Szedł robić politykę. "

"SNAFU... 
Tak mawiano od dwóch wieków w wojsku. Situation Normal - All Fucked Up. 
Tradycja. Stara i ugruntowana. SNAFU. Spotkanie teorii i praktyki. Taki kryptonim powinna mieć moja operacja. "

"Ifrija naucza, że całe zło bierze się od rozumu jednego człowieka, patrzącego na świat ze środka własnej głowy. Bowiem on szuka dobra dla siebie i swoich bliskich, to zaś dzieje się kosztem zbiorowości. Trzeba więc to wytępić, tak by wszyscy stali się jednym i nie myśleli więcej o własnym dobru. Bowiem większość z nich jest głupia jak kowce i podobnie jak kowce muszą mieć pasterzy, by decydowali za nich. Podobnie w dawnych amitrajskich plemionach najwyżej stało dobro wszystkich, a nie jednego, a matka klanu decydowała, kto ma przeżyć, a kto umrzeć, kto ma się poświęcić, a kto służyć dla dobra klanu. Mieli jedną duszę, a nie wiele. Tak ma się stać i teraz. "

"Staję do boju zbrojny w śliwkę. Tego jeszcze nie było."

"- Nie rozumiesz - powiedział Vuko zdławionym głosem. - To Nocni Wędrowcy. Nikt nie zostaje porzucony. Razem wyruszamy i razem wracamy, nawet martwi. "

"Zachodzę do tawern, wypijam kubek morskiego miodu i nasłuchuję rozmów, ale dociera do mnie tylko echo zwykłych, codziennych spraw. Praca, brak pieniędzy, kłótnie z małżonkami, niesforne dzieci, zimowa nuda, ceny węgla drzewnego i mewich jaj na targu, miłość, płatna miłość, znów brak pieniędzy. Jak wszędzie i zawsze, pewnie na każdej planecie zamieszkałej przez istoty podobne do ludzi. Stała kosmiczna. "


"Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zdobyć, zrobić albo zastąpić."

"- Myślałem, że nie żyjesz - powiedziałem. - Widziałem lodowy sarkofag i pomyślałem, że cię zabili.
- Ja to samo myślałem o tobie, synu - odparł i odwrócił się szybko, bym nie zobaczył, że lśnią mu oczy."

"Brudna, niesportowa sztuczka, która jednak dała mu chwilę czasu i przy okazji okazało się, że kopnięcie między nogi istoty humanoidalnej należącej do płci męskiej wywołuje efekt stanowiący stałą na skalę kosmiczną."

"- Spalle, widać gdzieś Grunaldiego, Powoja i Filara?! - zawołał.
- Njegatijf! - odkrzyknął tamten służbiście.
- A po ludzku?
- Nie widzę!"

"- Co to "zjombar? - spytał kapryśnie Spalle.
Vuko zignorował go, taksując swoim krwawym wzrokiem izbę."

"- Jak ja żyłem przed wynalezieniem tego sprzętu? - mruknął Vuko pod nosem. - Powiedzmy: "Taktyczna Wajcha Drakkainena"."

"- Teraz czas na mgłę i Fjollsfinnowe efekty specjalne - oznajmił Ulf, zapalając swoją fajkę.
- Co to "efjekten..." - zaczął Spalle."

"To są jakieś obłąkane czteroosobowe szachy w ciemno, skrzyżowane z teksańskim pokerem i rosyjską ruletką."

"- Sorbetu?
Wąż  stał nieruchomo, nie poruszając nawet oczami, jak prawdziwy gad.
- To może jabłuszko? Nie? W takim wyjazd mi stąd. Zmiataj na przystań, wsiadaj w kajaczek i wiosłuj do swojego mistrze. Możesz mu przekazać, że swoją wyższą świadomość i wolę nadczłowieka może sobie wsadzić prosto w uroczysko."

"Zresztą pokłócili się o tom wykrzykując słowa, które brzmiały: "invajanmen", "ajkologhi" oraz "faken łor".
Dopiero po jakimś czasie Ulf wyjaśnił, że w takich gnijących szczątkach mogą miszkać niewidoczne okiem robaczki, które są duchami choroby, a zaraz w oblężonej twierdzy to "faken koniec"."

"Muszę to skończyć. Chłopcze, wiesz, że jeżeli ja i Fjollsfinn zginiemy, musisz zostać Panem Lodowego Ogrodu. Musisz zrobić z niego to, czym miał być. Ogród."




Tak jak wspominałam w poprzedniej recenzji, losy Vuko i Filara łączą się w końcu jedną historię, tak jak to przewidziałam. Po dramatycznym zakończeniu trzeciego tomu narracja znów rozdziela nam się na dwie. Momentami się ona łączy, a momentami dzieli. Ot uroki PLO.
Pierwszym problemem jest odbicie Filara i "trumny" z Passionarią Callo z rąk Węży. Następnym jest to, że muszą połączyć siły by stawić czoła wojnie Czyniących. Sytuacja w Lodowym Ogrodzie nie przedstawia się najlepiej. W Kawernach pojawiają się znaki świadczące o pojawieniu się w mieście amitrajskich kapłanów Pramatki, którzy zaczęli głosić swoje destrukcyjne idee i poglądy. Również van Dyken nie próżnuje - zbiera armię i statki, gotując się do oblężenia Lodowego Ogrodu. Wszystko wskazuje na to, że szykuje się wojna. Największa wojna jaką widział Midgaard - wojna bogów.

Czwarty tom Pana Lodowego Ogrodu na pewno nie pozostawi żadnego z czytelników zawiedzionym. Według mnie wszyscy ci, którzy przywykli do charakterystycznego klimatu poprzednich części będą i tą częścią urzeczeni. Ponad 800 stron pełnej akcji powieści, świetnie dopracowanej i utrzymanej na genialnym klimacie. To wszystko zawieszone w świecie sci-fi i średniowiecznego fantasy.

Jedyne co mogę zarzuć temu tomowi to trochę zbytnią rozwlekłość. Już objaśniam o co mi chodzi. Mnogość wątków, jakie zostały stworzone w każdej z poprzednich części musiała zostać jakoś domknięta i sklecona w jedną, spójną całość. Przyznam szczerze, że nie jest to łatwe, wątków było w PLO naprawdę sporo, więc raczej było to niełatwe zadanie. Niektóre momenty mogą być bardziej wyjaśnione, inne zakryte niedopowiedzeniem. Były takie momenty, gdzie siedziało się i pochłaniało dany rozdział i nagle bum! Dostajemy kolejny rozdział, niezwiązany do końca z poprzednim i niewiele wnoszący do głównego wątku. Trochę mnie to irytowało, bo chciałam wiedzieć już/teraz/w tej chwili/NAŁ co się będzie działo z wątkiem z poprzedniego rozdziału, a tu zapychacz. No, może za mocno to ujęłam. Ale mam taki jeden przykład, wybaczcie spoiler. Był taki moment, gdy Vuko wysłał grupę Nocnych Zwiadowców za linię wroga. I szczerze chciałabym przeczytać o tym co się tam działo. Jak wyglądała ta misja, a nie to co się działo w zamku. A nie działo się specjalnie wiele. I tu mamy wielkie niedopowiedzenie. Fakt, buduje to napięcie. Bo  koniecznie chcemy wiedzieć co będzie dalej, więc jest to raczej dobry zabieg, choć czasem irytujący.
Ale to nie przeszkadza w tym by polecić tę serię każdemu. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych sag jakie czytałam i zaraz koło Wiedzmina zajmie szczególne miejsce w moim serduszku. <3

Nie mogę ominąć też samego końca serii. Bardzo podoba mi się motyw, jeśli mogę tak to nazwać, klamry, spinającej całość. Saga zaczyna się i kończy mocnym wątkiem sci-fi.
Według mnie świetny zabieg.
Efektowne zamknięcie wszystkich wątków i finał sagi. Ciekawi mnie czy od początku był to zabieg planowany czy też wyszło to spontanicznie podczas pisania. Do tego dostajemy dwuczłonowy (dwuelementowy? podwójny?) epilog. Nigdy się  czymś takim nie spotkałam, więc jest to dla mnie dość spore zaskoczenie. Ale jak najbardziej pozytywne zaskoczenie. Ostateczne rozwiązanie wątku Filara i Vuko. Uhonorowanie całej sagi.

Wady i zalety:

Wady:

- akcja momentami może wydawać nudna i monotonna
- dominację przejmuje średniowieczne fantasy, sci-fi odchodzi na dalszy plan (choć wraca na koniec)
- czasami wulgarny język (dla mnie +, bo klimat)
- opisy walk i bitew jeśli ktoś nie lubi takich klimatów

Zalety:
- w końcu duża ilość magii!
- narracja z kilku perspektyw - Vuko, Filara i Cyfral
- klimatyczne ilustracje dopełniające całość książki

- dodatek w postaci słowniczka na końcu książki
- specyficzny klimat PLO

- pierwszy opis bitew, który mnie nie zanudził
- fachowy język
- TO ZAKOŃCZENIE

Podsumowując.
Co tu dużo mówić, w serii jestem zakochana i to po same uszy. Będę się nią dalej zachwycać i polecać wszystkim, który spytają mnie o jakiś dobry tytuł do przeczytania. Smuci mnie tylko jedno. Po pierwsze dlaczego tak mało osób wie o tak wspaniałej serii? Po drugie - polskie nie znaczy gorsze. Kolejna genialna seria naszego rodzimego autora, a według mnie niedoceniona tak jak powinna być. Toż to Wiedzmin XXI wieku.

I jeszcze jedno. 
PANIE GRZĘDOWICZ, KIEDY PIĄTY TOM?! :P

Moja ocena:
10/10


A gdybyś mógł usłyszeć książki śpiew...
Czyli piosenka, która przyszła mi na myśl.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Niesamowicie cieszą mnie Wasze komentarze, które mogę tu czytać. Więc śmiało, zostaw tu coś od siebie. ;)
Z chęcią odpiszę na każdą wiadomość~! <3

Ale jeśli masz pisać coś w stylu "Super blog, zapraszam do mnie (link)" to lepiej sobie odpuść.
Serio. To nie jest blog do reklamowania się.

Zamknieta w pozytywce © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka