Witajcie kochani~!
Przychodzę do Was dzisiaj z postem dość wyjątkowym. Zwłaszcza wyjątkowym dla mnie. Dlaczego, zapytacie pewnie. Otóż dlatego, że jest to 100 post na tym blogu! Tak, dokładnie! Pierwsza setka to okazja do świętowania! Więc na tę okazję wybrałam coś równie specjalnego - książkę, którą mimo że przeczytałam około 8 miesięcy temu, ale cały czas kocham ją tak samo mocno! Długo zwlekałam z recenzją, prawda? Ach, te zaległości...
Szykujcie się na dużą porcję "achów i echów", bo jak coś uwielbiam to paplam o tym jak szaleniec. :P
Tytuł polski: "Marsjanin"
Tytuł oryginalny: "The Martian"
Przychodzę do Was dzisiaj z postem dość wyjątkowym. Zwłaszcza wyjątkowym dla mnie. Dlaczego, zapytacie pewnie. Otóż dlatego, że jest to 100 post na tym blogu! Tak, dokładnie! Pierwsza setka to okazja do świętowania! Więc na tę okazję wybrałam coś równie specjalnego - książkę, którą mimo że przeczytałam około 8 miesięcy temu, ale cały czas kocham ją tak samo mocno! Długo zwlekałam z recenzją, prawda? Ach, te zaległości...
Szykujcie się na dużą porcję "achów i echów", bo jak coś uwielbiam to paplam o tym jak szaleniec. :P
.~* *~.
Tytuł polski: "Marsjanin"
Tytuł oryginalny: "The Martian"
Autor: Andy Weir
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 384
Okładka: miękka
"Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…"
"[12.04] JPL: (...) Proszę, uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.
[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.). "
"Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic. "
"Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka. "
"Tak, oczywiście, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona. "
"Dużo rozmyślałem na temat praw na Marsie. No wiem, głupi temat do rozmyślań, ale mam od cholery wolnego czasu. Jest pakt międzynarodowy, głoszący, że żadne państwo nie może sobie rościć praw do tego, co nie jest na Ziemi. Inny pakt głosi, że jeśli nie jesteś na terytorium jakiegoś kraju, obowiązuje prawo morskie. Tak więc Mars to „wody międzynarodowe”. NASA to amerykańska niemilitarna organizacja. Hab jest jej własnością. Zatem gdy jestem w Habie, obowiązuje mnie amerykańskie prawo. Jak tylko z niego wyjdę, trafiam na „wody międzynarodowe”. Gdy wsiądę do łazika, to znowu jestem pod amerykańską jurysdykcją. Teraz fajna część: w końcu dotrę do Schiaparellego i zarekwiruję lądownik Aresa 4. Nikt nie dał mi na to wyraźnego pozwolenia i nie mogą tego zrobić, aż będę na pokładzie i włączę system łączności. Po tym, jak wedrę się na pokład Aresa 4, przed tym, nim porozmawiam z NASA, bez pozwolenia przejmę kontrolę nad jednostką znajdującą się na „wodach międzynarodowych”. To uczyni mnie piratem! Kosmicznym piratem!"
"Moja konwersacja z NASA dotycząca odzyskiwacza wody była nudna i naszpikowana technicznymi detalami. Dlatego ją wam sparafrazuje.
Ja: To oczywiste, że coś się zapchało. Może po prostu rozbiorę go i sprawdzę rurki w środku?
NASA: (Po pięciu godzinach zastanawianie się) Nie, spieprzysz to i umrzesz.
Więc go rozebrałem...
... Powiedziałem NASA co zrobiłem. Nasza (sparafrazowana) konwersacja wyglądała tak:
Ja: Rozebrałem odzyskiwacz, znalazłem problem i go rozwiązałem.
NASA: Kutas. "
"[08.31] JPL: (...) Przy okazji, sondę którą posyłamy, nazwaliśmy Iris. Od greckiej bogini, która podróżowała po niebiosach z prędkością wiatru. Była także boginią tęczy.
[08.47] WATNEY: Gejowa sonda zmierza, by mnie ocalić. Zrozumiałem."
"Wniosek: Nie potrzebuję w ogóle odzyskiwacza wody. Będę pił tyle, ile będę potrzebował, i wywalał gówno i siki na zewnątrz. Tak jest, Marsie, będę na ciebie srał i szczał. To dostajesz za usiłowanie zabicia mnie przez cały ten czas. "
"Dupa pracuje na moje utrzymanie, tak samo jak mózg."
"Wiecie co? "Kilowatogodzina na sol" jest upierdliwe w wymowie. Muszę wymyślić nową jednostkę. Jedna kilowatogodzina na sol to... może być wszystkim... hm... słabo mi idzie... nazwę ją "piratoninja"."
"- Przyznaję, że to śmiertelnie niebezpieczne - rzekł Watney. - Ale rozważ to: latałbym jak Iron Man"."
"Kto wie, jak daleko na południe sięga burza? No cóż, NASA pewnie wie. I stacje informacyjne na świecie pewnie to pokazują. Pewnie jest też strona w stylu www.patrz-jak-watney-umiera.com. Tym samym pewnie ze sto milionów ludzi, lub coś koło tego, wie dokładnie jak bardzo na południe sięga burza. Ale nie jestem jednym z nich."
"Ustalam swoje położenie, gdy się nie poruszam, i biorę to pod uwagę podczas podróży następnego dnia. To coś na kształt metody kolejnych przybliżeń. Jak na razie chyba działa. Ale kto wie? Już to widzę: trzymam mapę, drapię się po głowie i zastanawiam się, jak trafiłem na Wenus. "
"Jeśli to przetrwam, będę opowiadał, że sikałem paliwem rakietowym."
"Jeśli turysta zgubi się w górach, ludzie organizują akcję poszukiwawczą. Gdy rozbije się pociąg, ludzie ustawiają się w kolejce, żeby oddać krew. Gdy trzęsienie ziemi zrówna miasto z poziomem gruntu, ludzie na całym świecie wysyłają niezbędne zapasy. Jest to fundamentalna cecha człowieka, że odnajdujemy ją w każdej kulturze, bez wyjątku. Pewnie, są dupki, które maja to gdzieś, ale znacznie więcej jest osób, które to obchodzi. I właśnie dlatego miałem po swojej stronie miliardy. "
"Rząd podgląda mnie za pomocą satelitów? Muszę sobie zrobić aluminiowy kapelusz!"
"Jeśli wrócę na Ziemię, będę sławny, nie? Nieustraszony astronauta, który pokonał wszelkie przeciwności losu, prawda? Założę się, że to się spodoba kobietom. Większa motywacja, żeby przeżyć."
"Zniszczenie jedynego symbolu religijnego wystawiło mnie na pastwę marsjańskich wampirów. "
"Gdy dotrę do MAV-u, znów będę miał z nimi kontakt i powiedzą, jakie modyfikacje przeprowadzić.
Pewnie powiedzą: "Dzięki za zbieranie tych wszystkich próbek. Ale zostaw je. I jedną z rąk także. Tę, którą mniej lubisz"."
"Nie mogę się doczekać, aż będę miał wnuki. "Kiedy byłem w waszym wieku, musiałem wejść na krawędź krateru! W skafandrze EVA! Na Marsie, małe gnojki! Słyszycie? Marsie! "
"W trakcie tych nudnych dni oglądałem The Six Million Dollar Man z niewyczerpanej kolekcji bzdur z lat siedemdziesiątych komandor porucznik Lewis.
Właśnie obejrzałem odcinek, w którym Stave Austin walczy z rosyjską sondą wenusjańską, gdy ta przypadkiem wylądowała na Ziemi. Jako ekspert od podróży międzyplanetarnych mogę wam powiedzieć, że nie ma żadnych naukowych nieścisłości w tej historii. Całkiem często się to zdarza, że sonda ląduje na złej planecie. Ponadto wielki, płaski kadłub sondy doskonale wytrzymuje wysokie ciśnienie atmosfery Wenus. No i jak wiemy, sondy często odmawiają słuchania rozkazów i atakują ludzi, gdy tylko ich zobaczą.
Jak na razie Pathfinder nie próbował mnie zabić. Ale mam na niego oko. "
"Przez krótki czas zastanawiałem się, jak spleść kable od drugiego akumulatora z głównym zasilaniem. Doszedłem do następującego wniosku: pierdolić to."
"Teddy oparł się w fotelu i wyjrzał przez okno na niebo nad nimi. Zapadała już noc. Jak to jest? - zastanawiał się. Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki to ma wpływ na ludzką psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata.
- Zastanawiam się, co teraz myśli.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 61.
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu."
.~* *~.
Wady i zalety:
Wady:
- profesjonalna terminologia - nie każdy zrozumie i może to irytować
- specyficzny humor - nie każdemu może pasować
- nie potrafię wymienić więcej wad - za bardzo to kocham :I
Zalety:
"Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…"
Kilka cytatów:
[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (.Y.). "
"Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic. "
"Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka. "
"Tak, oczywiście, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona. "
"Dużo rozmyślałem na temat praw na Marsie. No wiem, głupi temat do rozmyślań, ale mam od cholery wolnego czasu. Jest pakt międzynarodowy, głoszący, że żadne państwo nie może sobie rościć praw do tego, co nie jest na Ziemi. Inny pakt głosi, że jeśli nie jesteś na terytorium jakiegoś kraju, obowiązuje prawo morskie. Tak więc Mars to „wody międzynarodowe”. NASA to amerykańska niemilitarna organizacja. Hab jest jej własnością. Zatem gdy jestem w Habie, obowiązuje mnie amerykańskie prawo. Jak tylko z niego wyjdę, trafiam na „wody międzynarodowe”. Gdy wsiądę do łazika, to znowu jestem pod amerykańską jurysdykcją. Teraz fajna część: w końcu dotrę do Schiaparellego i zarekwiruję lądownik Aresa 4. Nikt nie dał mi na to wyraźnego pozwolenia i nie mogą tego zrobić, aż będę na pokładzie i włączę system łączności. Po tym, jak wedrę się na pokład Aresa 4, przed tym, nim porozmawiam z NASA, bez pozwolenia przejmę kontrolę nad jednostką znajdującą się na „wodach międzynarodowych”. To uczyni mnie piratem! Kosmicznym piratem!"
"Moja konwersacja z NASA dotycząca odzyskiwacza wody była nudna i naszpikowana technicznymi detalami. Dlatego ją wam sparafrazuje.
Ja: To oczywiste, że coś się zapchało. Może po prostu rozbiorę go i sprawdzę rurki w środku?
NASA: (Po pięciu godzinach zastanawianie się) Nie, spieprzysz to i umrzesz.
Więc go rozebrałem...
... Powiedziałem NASA co zrobiłem. Nasza (sparafrazowana) konwersacja wyglądała tak:
Ja: Rozebrałem odzyskiwacz, znalazłem problem i go rozwiązałem.
NASA: Kutas. "
"[08.31] JPL: (...) Przy okazji, sondę którą posyłamy, nazwaliśmy Iris. Od greckiej bogini, która podróżowała po niebiosach z prędkością wiatru. Była także boginią tęczy.
[08.47] WATNEY: Gejowa sonda zmierza, by mnie ocalić. Zrozumiałem."
"Wniosek: Nie potrzebuję w ogóle odzyskiwacza wody. Będę pił tyle, ile będę potrzebował, i wywalał gówno i siki na zewnątrz. Tak jest, Marsie, będę na ciebie srał i szczał. To dostajesz za usiłowanie zabicia mnie przez cały ten czas. "
"Dupa pracuje na moje utrzymanie, tak samo jak mózg."
"Wiecie co? "Kilowatogodzina na sol" jest upierdliwe w wymowie. Muszę wymyślić nową jednostkę. Jedna kilowatogodzina na sol to... może być wszystkim... hm... słabo mi idzie... nazwę ją "piratoninja"."
"- Przyznaję, że to śmiertelnie niebezpieczne - rzekł Watney. - Ale rozważ to: latałbym jak Iron Man"."
"Kto wie, jak daleko na południe sięga burza? No cóż, NASA pewnie wie. I stacje informacyjne na świecie pewnie to pokazują. Pewnie jest też strona w stylu www.patrz-jak-watney-umiera.com. Tym samym pewnie ze sto milionów ludzi, lub coś koło tego, wie dokładnie jak bardzo na południe sięga burza. Ale nie jestem jednym z nich."
"Ustalam swoje położenie, gdy się nie poruszam, i biorę to pod uwagę podczas podróży następnego dnia. To coś na kształt metody kolejnych przybliżeń. Jak na razie chyba działa. Ale kto wie? Już to widzę: trzymam mapę, drapię się po głowie i zastanawiam się, jak trafiłem na Wenus. "
"Jeśli to przetrwam, będę opowiadał, że sikałem paliwem rakietowym."
"Jeśli turysta zgubi się w górach, ludzie organizują akcję poszukiwawczą. Gdy rozbije się pociąg, ludzie ustawiają się w kolejce, żeby oddać krew. Gdy trzęsienie ziemi zrówna miasto z poziomem gruntu, ludzie na całym świecie wysyłają niezbędne zapasy. Jest to fundamentalna cecha człowieka, że odnajdujemy ją w każdej kulturze, bez wyjątku. Pewnie, są dupki, które maja to gdzieś, ale znacznie więcej jest osób, które to obchodzi. I właśnie dlatego miałem po swojej stronie miliardy. "
"Rząd podgląda mnie za pomocą satelitów? Muszę sobie zrobić aluminiowy kapelusz!"
"Jeśli wrócę na Ziemię, będę sławny, nie? Nieustraszony astronauta, który pokonał wszelkie przeciwności losu, prawda? Założę się, że to się spodoba kobietom. Większa motywacja, żeby przeżyć."
"Zniszczenie jedynego symbolu religijnego wystawiło mnie na pastwę marsjańskich wampirów. "
"Gdy dotrę do MAV-u, znów będę miał z nimi kontakt i powiedzą, jakie modyfikacje przeprowadzić.
Pewnie powiedzą: "Dzięki za zbieranie tych wszystkich próbek. Ale zostaw je. I jedną z rąk także. Tę, którą mniej lubisz"."
"Nie mogę się doczekać, aż będę miał wnuki. "Kiedy byłem w waszym wieku, musiałem wejść na krawędź krateru! W skafandrze EVA! Na Marsie, małe gnojki! Słyszycie? Marsie! "
"W trakcie tych nudnych dni oglądałem The Six Million Dollar Man z niewyczerpanej kolekcji bzdur z lat siedemdziesiątych komandor porucznik Lewis.
Właśnie obejrzałem odcinek, w którym Stave Austin walczy z rosyjską sondą wenusjańską, gdy ta przypadkiem wylądowała na Ziemi. Jako ekspert od podróży międzyplanetarnych mogę wam powiedzieć, że nie ma żadnych naukowych nieścisłości w tej historii. Całkiem często się to zdarza, że sonda ląduje na złej planecie. Ponadto wielki, płaski kadłub sondy doskonale wytrzymuje wysokie ciśnienie atmosfery Wenus. No i jak wiemy, sondy często odmawiają słuchania rozkazów i atakują ludzi, gdy tylko ich zobaczą.
Jak na razie Pathfinder nie próbował mnie zabić. Ale mam na niego oko. "
"Przez krótki czas zastanawiałem się, jak spleść kable od drugiego akumulatora z głównym zasilaniem. Doszedłem do następującego wniosku: pierdolić to."
"Teddy oparł się w fotelu i wyjrzał przez okno na niebo nad nimi. Zapadała już noc. Jak to jest? - zastanawiał się. Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki to ma wpływ na ludzką psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata.
- Zastanawiam się, co teraz myśli.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 61.
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu."
.~* *~.
Mamy dość nieokreśloną, nie aż tak daleką nam przyszłość. Misja Ares 3 leci na podbój Marsa. Załoga statku kosmicznego Hermes ma 32 sole na eksplorację Czerwonej Planety. Szóstka astronautów z logiem NASA kontra nieprzyjazna życiu obca planeta. Szóstego dnia misji coś idzie nie tak - potężna burza piaskowa przerywa zadanie i zmusza podróżników z Ziemi do pospiesznej ewakuacji. Lecz w tracie ucieczki do MAV'u jeden z astronautów zostaje trafiony odłamkiem anteny i odrzucony na bok. Tak, dobrze myślicie - to Mark. Reszta załogi, zwłaszcza kapitan usiłuje go znalezć. Niestety - bezowocnie. Zmuszeni do opuszczenia Czerwonej Planety z trudem przełykają smak porażki i straty. Po jakimś czasie Mark budzi się. Burza ustała, a z jego piersi wystaje pręt anteny. Ale żyje. I jest sam. Sam jeden na obcej planecie, zdany tylko na siebie i swoje doświadczenie. To od tego zależy czy przeżyje. Tak właśnie zaczyna się desperacka walka o przerwanie na Marsie.
.~* *~.
Uwielbiam książki, dla których zarywam noce.
Uwielbiam książki, przez które nie mogę potem zasnąć.
Uwielbiam książki, o których myślę cały dzień.
Uwielbiam książki, które czytam z zapartym tchem.
Uwielbiam książki, od których nie mogę się oderwać.
Uwielbiam książki, które sprawiają, że klnę lub śmieję się na głos.
Uwielbiam książki, które zaraz po skończeniu przeczytałabym jeszcze raz.
Uwielbiam książki, dzięki którym zapominam o świecie.
I "Marsjanin" jest właśnie taką książką. Książką, dla której zarwałabym nawet noc przed egzaminem, przez którą nie mogłam spać, bo chciałam czytać dalej, przez którą zapominam o upływie czasu i chcę ją czytać ciągle i ciągle.
Jest tylko kilka takich książek.
I właśnie "Marsjanin" jest jedną z nich.
Jedna z tych książek, z której mogę Wam sypać cytatami i opowiadać bez końca. Uwielbiam Marka za jego humor i postawę - nie każdy potrafiłby się śmiać i żartować w chwili, gdy został całkowicie sam zdany na śmierć. Pomyślicie - człowiek ze stali, bez skazy, idealny, co przetrwa wszystko. Nic bardziej mylnego, to człowiek jak każdy z nas. Każdy znalazł się kiedyś w trudnej sytuacji. Mark pokazuje jak się nie łamać, bo jak sam przyznaje - "ma przesrane". Ale dalej walczy, mimo kolejnych trudności, mimo tego, że Mars chce go usilnie zabić. On się nie łamie. I to mi imponuje. Ta wola walki, wola przetrwania za wszelką cenę. Nie wiem czy ja dałabym radę. Mark pokazuje, że człowiek może wszystko. Może to nadinterpretuję. Ale czuję, że coś w tym jest...
Przez to właśnie czytelnik chce go wspierać, chce by wrócił na Ziemię cały i zdrowy. Cały czas mu kibicuje, jest z nim i walczy razem z nim. Ba, kto nie chciałby takie Marka w swoim otoczeniu? To trochę taki Robinson Cruzoe i MacGyver w jednym, wysłany w kosmos...
Może i przesadzam. Może po prostu jestem zbyt zakochana w tej książce by dostrzegać jej wady i ułomności, by móc ją jakoś sensownie skrytykować, spojrzeć zimnym okiem. Ale to musicie mi wybaczyć. "Marsjanin" jest książką, którą kocham, w której odnalazłam zarówno swoje słabości jak i pasje czy nadzieje. Znacie to uczucie, gdy czytając książkę krzyczycie: "Tak, wiem do czego to nawiązanie!", "Tak, to dokładnie to!" albo "Tak, uda ci się! Wierzę w ciebie!"? Czuję jakby ta książka była specjalnie dla mnie, jakby tylko czekała aż ją przeczytam. Dla kogoś będzie tylko kolejnym, zwykłym tomikiem sci-fi, dla mnie będzie TĄ wyjątkową książką, do której będę wracać i wracać. Więc jeśli tylko spotkacie Weira - podziękujcie mu ode mnie, bo odwalił kawał dobrej roboty pisząc to cudeńko. I przeproście, że czekałam aż tak długo by ją przeczytać. Dwa lata od premiery - straszne! Uparłam się, że chcę mieć swój własny tomik, w oryginalniej, a nie filmowej okładce. Długo zajęło mi jego znalezienie. Ale udało się... ♥
Zostaje jeszcze kwestia filmu na podstawie tej książki. Dość pózno, ale jednak go obejrzałam. Zajęło mi pół roku zanim się przełamałam i zmobilizowałam. Przyznaję, miałam spore obawy, że zniszczy mi on obraz idealnej książki. Na szczęście się myliła. Fakt, mogę Wam wymienić kilka błędów i nieścisłości, ale nie psują one aż tak bardzo efektu końcowego. Ten kto czytał książkę pewnie je zauważy i mogą trochę boleć w oko, ale dla osoby tylko oglądającej film nic to nie zmieni. Dlatego i tak polecam najpierw zapoznać się z papierową wersją by pózniej mówić: "Ha! A to było trochę inaczej!". Ale i tak i tak film polecam, bo jest godny obejrzenia sam w sobie. Choć przyznam, że mój Mareczek był przystojniejszy. ;)
Uwielbiam książki, przez które nie mogę potem zasnąć.
Uwielbiam książki, o których myślę cały dzień.
Uwielbiam książki, które czytam z zapartym tchem.
Uwielbiam książki, od których nie mogę się oderwać.
Uwielbiam książki, które sprawiają, że klnę lub śmieję się na głos.
Uwielbiam książki, które zaraz po skończeniu przeczytałabym jeszcze raz.
Uwielbiam książki, dzięki którym zapominam o świecie.
I "Marsjanin" jest właśnie taką książką. Książką, dla której zarwałabym nawet noc przed egzaminem, przez którą nie mogłam spać, bo chciałam czytać dalej, przez którą zapominam o upływie czasu i chcę ją czytać ciągle i ciągle.
Jest tylko kilka takich książek.
I właśnie "Marsjanin" jest jedną z nich.
Jedna z tych książek, z której mogę Wam sypać cytatami i opowiadać bez końca. Uwielbiam Marka za jego humor i postawę - nie każdy potrafiłby się śmiać i żartować w chwili, gdy został całkowicie sam zdany na śmierć. Pomyślicie - człowiek ze stali, bez skazy, idealny, co przetrwa wszystko. Nic bardziej mylnego, to człowiek jak każdy z nas. Każdy znalazł się kiedyś w trudnej sytuacji. Mark pokazuje jak się nie łamać, bo jak sam przyznaje - "ma przesrane". Ale dalej walczy, mimo kolejnych trudności, mimo tego, że Mars chce go usilnie zabić. On się nie łamie. I to mi imponuje. Ta wola walki, wola przetrwania za wszelką cenę. Nie wiem czy ja dałabym radę. Mark pokazuje, że człowiek może wszystko. Może to nadinterpretuję. Ale czuję, że coś w tym jest...
Przez to właśnie czytelnik chce go wspierać, chce by wrócił na Ziemię cały i zdrowy. Cały czas mu kibicuje, jest z nim i walczy razem z nim. Ba, kto nie chciałby takie Marka w swoim otoczeniu? To trochę taki Robinson Cruzoe i MacGyver w jednym, wysłany w kosmos...
Może i przesadzam. Może po prostu jestem zbyt zakochana w tej książce by dostrzegać jej wady i ułomności, by móc ją jakoś sensownie skrytykować, spojrzeć zimnym okiem. Ale to musicie mi wybaczyć. "Marsjanin" jest książką, którą kocham, w której odnalazłam zarówno swoje słabości jak i pasje czy nadzieje. Znacie to uczucie, gdy czytając książkę krzyczycie: "Tak, wiem do czego to nawiązanie!", "Tak, to dokładnie to!" albo "Tak, uda ci się! Wierzę w ciebie!"? Czuję jakby ta książka była specjalnie dla mnie, jakby tylko czekała aż ją przeczytam. Dla kogoś będzie tylko kolejnym, zwykłym tomikiem sci-fi, dla mnie będzie TĄ wyjątkową książką, do której będę wracać i wracać. Więc jeśli tylko spotkacie Weira - podziękujcie mu ode mnie, bo odwalił kawał dobrej roboty pisząc to cudeńko. I przeproście, że czekałam aż tak długo by ją przeczytać. Dwa lata od premiery - straszne! Uparłam się, że chcę mieć swój własny tomik, w oryginalniej, a nie filmowej okładce. Długo zajęło mi jego znalezienie. Ale udało się... ♥
Zostaje jeszcze kwestia filmu na podstawie tej książki. Dość pózno, ale jednak go obejrzałam. Zajęło mi pół roku zanim się przełamałam i zmobilizowałam. Przyznaję, miałam spore obawy, że zniszczy mi on obraz idealnej książki. Na szczęście się myliła. Fakt, mogę Wam wymienić kilka błędów i nieścisłości, ale nie psują one aż tak bardzo efektu końcowego. Ten kto czytał książkę pewnie je zauważy i mogą trochę boleć w oko, ale dla osoby tylko oglądającej film nic to nie zmieni. Dlatego i tak polecam najpierw zapoznać się z papierową wersją by pózniej mówić: "Ha! A to było trochę inaczej!". Ale i tak i tak film polecam, bo jest godny obejrzenia sam w sobie. Choć przyznam, że mój Mareczek był przystojniejszy. ;)
Wady i zalety:
Wady:
- specyficzny humor - nie każdemu może pasować
- nie potrafię wymienić więcej wad - za bardzo to kocham :I
Zalety:
- profesjonalna terminologia - widać, że nie pisane "z głowy, czyli z niczego"
- humor i pozytywne nastawienie Marka
- całkiem prawdopodobne wydarzenia
- dwie narracje - pierwszoosobowa Marka i trzecioosobowa pracowników NASA
- cały motyw NASA ♥
- humor i pozytywne nastawienie Marka
- całkiem prawdopodobne wydarzenia
- dwie narracje - pierwszoosobowa Marka i trzecioosobowa pracowników NASA
- cały motyw NASA ♥
Podsumowując.
Jest to jedna z tych książek, które na pewno zapamiętam i będę do niej wracać zawsze wtedy, gdy najdzie mnie ochota na coś co tak uwielbiam oraz tak poprawia mi humor. Ktoś mógłby powiedzieć, że to książka tylko dla chłopców co zawsze chcieli być astronautami i podbijać wszechświat. Bzdury! Dziewczynki też lubią kosmos! :D
Moja ocena:
11/10
"Kocham, kocham i jeszcze raz kocham!"
.~* *~.
A gdybyś mógł usłyszeć książki śpiew...
Czyli piosenka, która przyszła mi na myśl.
Szczególnie dwie piosenki kojarzą mi się z "Marsjaninem"
- "Levitate" i "Walking the Wire" Imagine Dragons.
Pierwsze było pisane do filmu sci-fi "Passengers", drugie miało premierę
w dniu, gdy zaczęłam czytać "Marsjanina". :)
Czyli piosenka, która przyszła mi na myśl.
Szczególnie dwie piosenki kojarzą mi się z "Marsjaninem"
- "Levitate" i "Walking the Wire" Imagine Dragons.
Pierwsze było pisane do filmu sci-fi "Passengers", drugie miało premierę
w dniu, gdy zaczęłam czytać "Marsjanina". :)
Zostawię tutaj również soundtrack z filmu "Marsjanin". :)
Oraz trailer filmu. ^^
.~* *~.
Oglądałam film, ale mi się nie spodobał.
OdpowiedzUsuńKwestia gustu, nie każdy lubi taki rodzaj sci-fi. :)
UsuńOgladalam film i bylam zachwycona 😊 jedem z moich ulubionych. Tak wiec po ksiazke raczej z wielk checia siegne 😉
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że nie tylko ja uwielbiam "Marsjanina"! <3
UsuńUwielbiam zarówno film, jak i książkę :)
OdpowiedzUsuńI prawidłowo! <3
UsuńMnie też ten film bardzo się podobał. Pozdrawiam^^
OdpowiedzUsuńHah, cieszę się, że nie jestem jedyna. ^^
UsuńO rany, to muszę przeczytać. Najpierw przeczytać, a później obejrzeć!
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj! A potem mów co o tym sądzisz! :D <3
UsuńMam tę powieść na półce od kilku miesięcy i jeszcze jej nie tknęłam! Możesz mnie zabić, zlinczować, ale przyrzekam, że postaram się przeczytać to do świąt! :)
OdpowiedzUsuńZabić, może nie zabiję, ale byłoby miło z kimś o tym pogadać. :P
UsuńTrzymam za słowo!
Mam tylko jeden problem z tą książką - obawiam się, że gdy będę ją czytać, to za bohatera ciągle będę widzieć Matta Damona. Ale muszę koniecznie przeczytać, bo humor w niej zawarty to coś idealnie dla mnie!
OdpowiedzUsuńSpróbuj sobie wyobrazić, że film A książka to zupełnie inne, oddzielne historie (po części tak Jest!). Zwłaszcza, że książka będzie dużym rozszerzeniem filmu, bo jak wiadomo - nie wszystko na ekranie upchasz. I uwierz mi, mimo tego samego humoru, książka zawiera to jeszcze więcej, jest mnóstwo świetnych fragmentów w adaptacji niewykorzystanych, więc spokojnie w "tym" Marku Watneyu zobaczysz kogoś innego. :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, które muszę koniecznie przeczytać przed śmiercią.
OdpowiedzUsuńObowiązkowo. ❤
UsuńMoże wyrobisz się do matury. XDDD