24. "Kordian" - Juliusz Słowacki - Boże, kolejny chce się zabić...

Witajcie kochani~! ^^

Po długim oczekiwaniu i mozolnym pisaniu znowu przychodzę do was z recenzją lektury. Właściwie to jej omówieniem, ale na recenzję też znajdzie się miejsce. :)
Niestety muszę was też zasmucić - w recenzji nie będzie obrazków. :C
Ciężko znalezć coś pasującego, nawet z muzyką mam problem! Więc i bez tego się obejdzie. Ale mam nadzieję, że recenzja bardzo na tym nie ucierpi. Także zapraszam do czytania!

Znaleziony obraz
Tytuł polski: "Kordian. Część pierwsza trylogii: Spisek koronacyjny."
Autor: Juliusz Słowacki
Wydawnictwo: Nasza biblioteka
Ilość stron: 171
Rok wydania: oryginał 1834, ten tomik 1985
Okładka: miękka

Wyzwanie biblioteczne:
 5/30

"Polska pod jarzmem cara - zbrodniarza. Patrioci planują na niego zamach. Jeden z nich, tajemniczy młodzieniec w masce, podejmuje się zabić znienawidzonego tyrana. Wpisuje się tym samym w krąg działań, które zaplanował szatan u progu kolejnego stulecia. Czy mu się powiedzie? Czy ma na tyle odwagi, by działać na rzecz własnego, zniewolonego i upokorzonego narodu? A może Kordian, bo o nim tu mowa, jest zbyt słaby?..."

Czytaj dalej...

Falkon 2016 - Czyli co Xarcia porabiała na Flakonie.

Witajcie kochani~! ^^

Zbliżamy się powoli do końca listopada, a ja coś się lenię, co? Mało recek, mało postów, ogólnie mało aktywności i mało życia.
Ale w końcu, po ponad 2 tygodniach zebrałam się w sobie i coś znowu piszę. 
A co piszę?
Moje podsumowanie Falkonu. :)
Więc bez zbędnych komentarzy przechodzimy do tematu. :)
Najpierw pokrótce opiszę wam cały ten weekend, pózniej będą już tylko zdjęcia. :)



Zaraz po szkole w piątek (a udało mi się skończyć o 12:15 :3), to jest pierwszego dnia konwentu, wybrałam się do księgarni. Jest jakieś 10 minut od mojej szkoły, licząc drogę na piechotę oczywiście. A droga prosta jak rzut beretem. Zamówiłam sobie przez internet "Księgę jesiennych demonów" Grzędowicza, specjalnie na Falkon. Więc poszłam ją tylko odebrać. Następnie z przyjaciółką wsiadłyśmy w wesołe 151 (bo jedzie na Abramowice - szpital psychiatryczny :P) i podjechałyśmy na miejsce konwentu - na Targi Lublin. Wpadłyśmy kupić tylko bilety (nie było słynnych kolejek! D:), nie mogłyśmy niestety zostać. :C
Więc cały ten dzień był już tylko czekaniem na następny. :P


W sobotę przyjechałam już z inną przyjaciółką (Zuza <3), przed samą 13:00. Uparłam się (w sumie nie tylko ja :P), że muszę być wcześniej, żeby na spokojnie oblatać cały konwent i na spokojnie pójść na spotkanie autorskie pana Grzędowicza. Osoby, które były ze mną mogą potwierdzić, że o mało co tam nie odleciałam, tak się cieszyłam. :)

Pierwszy raz w życiu miałam okazję spotkać autorów moich ulubionych książek na żywo. 
I wiecie co? 
Niesamowite uczucie! Choć przyznam szczerze, że okropnie się bałam. 
Gorzej. 
Bałam się jak nie wiem. 
Bo jak autor to pewnie jakaś super osobistość, książkowy celebryta wręcz. Tak to sobie wyobrażałam. 
A jak jest naprawdę? 
To tacy sami ludzie jak my. Nie żebym myślała, że to jacyś kosmici, reptilianie czy coś, nie bierzcie tego za złe. Ale ludzie często myślą, że jak ktoś coś osiągnął i jest z jakiegoś powodu znany to nie wiadomo czego się spodziewać. Bałam się normalnie podejść, a oni przecież nie gryzą. Przekonałam się na własnej skórze, potwierdzam! :P
Po przejrzeniu dosłownie wszystkich stoisk poszłam na spotkanie z Grzędowiczem. Ale jak to ja - przyszłam za wcześnie. Trafiłam więc jeszcze na panel, również z autorami. Przypomniało mi się, że obiecałam jednemu znajomemu, że zdobędę (razem z Sarą) autograf pana Gołkowskiego dla niego.
I wiecie co?
Udało mi się!
Brzmi jak osiągnięcie roku, dla mnie to było właśnie takie uczucie.
Serio.
Bałam się jak nie wiem co. A muszę szczerze z tego miejsca przyznać, że Gołkowski to świetny człowiek. Na początku byłam po prostu przerażona, ale to tak pozytywna osoba, że już po chwili byłam zachwycona tym, że jednak odważyłam się do niego podejść. I takim sposobem zdobyłam autograf dla siebie i znajomego. :D
Swoją drogą, wczoraj czy przedwczoraj była premiera jego najnowszej książki - "Stalowe Szczury: Königsberg". :)
Więc wiecie co robi misiaki. :)

Łaaaaa. *^*
Autograf już dumnie zdobi moją tablicę korkową. :)
I to serduszko na "i". <3

Zaraz po tym odbyło się spotkanie autorskie z panem Grzędowiczem. Niestety, nie udało mi się, tak jak chciałam, na ten czas skończyć ostatniego "Pana Lodowego Ogrodu", ale na szczęście na spotkaniu spoilery mnie nie zabiły, to tylko zdawkowe informacje. Teraz, jak to piszę, jestem już po lekturze PLO, spodziewajcie się niedługo recenzji. Baaaaardzo pochlebnej recenzji. :P
Ale wracając do tematu. Po raz kolejny przekonałam się, że pisarze to genialni ludzie i nie warto się bać tak jak ja. To co się działo na tym spotkaniu - magia. <3
Kocham po prostu teksty Grzędowicza, to mój mistrz. Nie jestem teraz w stanie przytoczyć tego co się tam dokładnie działo, bo za każdym razem po prostu wybucham śmiechem, a na mojej twarzy pojawia się banan. Ale to jak swobodnie rozmawia o swoich dziełach było cudne, bo sama uwielbiam rozmawiać o książkach. I szczerze, jakbym mogła to jeszcze raz bym na takie spotkanie poszła. :P
Niestety Lublin jest dość biedny w różnego rodzaju spotkania autorskie i często jest pomijany. :/

Jak to konwent, nie obyło się bez biegania po wszystkich stoiskach jakie tylko były i "sprzedawania duszy" za losy na loteriach.
Wiecie ile tego tam było?
Maaaasa. Stoiska kusiły nie tylko loteriami i fantami, ale i pięknymi wystawkami oraz ozdobami. Zakochałam się po prostu w kilku z nich, na przykład takim steampunkowym. No cudo po prostu. <3
Było tego tyle, że spokojnie można się zgubić i tego nie żałować. :P

Następnie znów pognałam "spotkanie" z Grzędowiczem. Tym razem było ono w formie rozdawania autografów. Gdyby nie Sara, pewnie bym tam padła z wrażenia. Moja nowiuśka "Księga jesiennych demonów" już tylko czekała na ten zacny podpisik. c;
No i teraz na półeczce prezentuje się cudnie~!

Tak wygląda szczęście. <3
I tak, mam wisiorek z Wiedzmina. ;')
(fot. najlepszy fotograf Sara)
Szczerze, już nawet nie pamiętam czy poszłyśmy na jakieś panele. Było tego tyle, że nakładały się godzinami i stawałyśmy pod trudnym wyborem jednego z nich. Bo niestety rozdwoić czy roztroić się jeszcze nie da. :/
Przy okazji tego biegania dowiedziałam się ile znajomych mi mordek widziałam na  Flakonie. Byłam wręcz przerażona tym ile osób z mojej szkoły tam było. Serio, ludzie. Skąd was tam tyle?!
Propo ludzi. 
Jejciu! Jakie oni mieli cudne cosplaye! Nie mogę tego porównać ze Świdkonami, to zupełnie inny poziom. Wykonanie i poświęcony czas widać było na pierwszy rzut oka. Zresztą, zobaczycie na kilku fotkach. Wiecie jak świetnym uczuciem jest zobaczyć swoje ulubione postacie wesoło hasające po konwencie? :P 
Ekipa z Wiedzmina, Constantine, doktor Who, Loki z Thorem czy Iron Man to tylko kilka z tak wieeeeeelu postaci, które tam widziałam. Aż miło popatrzeć. :)

Drugi dzień również był dniem, który cały praktycznie przechodziłyśmy. Mi udało się trafić na konwent dopiero koło godziny 12, dziewczyny były już wcześniej. Nasze wesołe harce zaczęłyśmy dość nietypowo. Już w mniejszym składzie (ja, Kanka i Zuzia) za namową Zuzi trafiłyśmy na karaoke. 
TAK.
Ja nie umiem śpiewać. Dlaczego karaoke? ;-;
Ale trzeba przyznać - było śmiesznie. Kanka najlepiej miauczy, Zuza była zadowolona. 
Udało się?
Udało.
I epickie śpiewanie "Bogurodzicy" na sam koniec. ;)
Potem jakimś trafem znalazłyśmy się w gamesroomie. Bez tradycyjnej partyjni Dobblesów się nie obyło. ;)
Ostatnim (i to dosłownie!) punktem naszego programu (jak i programu Falkonowego :p) był panel o psychopatach - "Psychopatia i psychopaci - fikcja a rzeczywistość". I powiem szczerze - był świetny! I bardzo ciekawy. :D
Więc tak mniej więcej prezentował się mój pierwszy pobyt na Falkonie. :)
A ktoś z Was misiaki był?
Z kim się minęłam? :P

A teraz, nie przedłużając, moja fotorelacja. :)
Zdjęcia niestety trochę się pomieszały, nic na to nie poradzę. :/

Yennefer z wężem. :D
"O! Loki!"
Mały, uroczy Curiosity Rover. :P
Bo łazik marsjański z klocków to bardzo normalna rzecz.
Wonsz. :P
Więcej węża.
Wiecie jaki on jest milutki w dotyku?
Paczcie kto to! :D
*w tle słychać Marsz Imperium*
Wzrok dziecka w tle wyraża wrażenie wszystkich na temat tej wystawki.
"Łoooooo." :P
Jakiś pan w tle:
"I że komuś chciało się to robić."
Ojojjoj <3
Uroczy R2D2.
Ten. Cosplay. Był. Ge-nia-lny!
Wesoły kącik z Gwiezdnymi Wojnami.
Zobaczcie jaka cudna poducha! :D
Ciekawe po czyj autograf stoi Lady Loki? :P
Majestatyczny tron Wędrowycza tylko czekał na śmiałków.
Nie obył się bez fotek w Tardisie.
Pozdrowienia dla Zośki, która próbuje włączyć światełko. :P
*^*
Mistrzowie tańca.
Te. Alpaki.
*^*
Wężowy kubeczek. :3
I jeszcze jeden.
A tu są sówki.
I więcej cudnych sówek.
Więcej wystawek z Gwiezdnych Wojen.
Czy już mówiłam, że dużo tych postaci z Gwiezdnych Wojen?
"Nie patrz tak na mnie. Ciepełko jest."
Xarcia Stalker nie podejdzie, tylko będzie się gapić.
Czyli wesoła ekipa z Wiedzmina.
Iorweth i Roche.
Cześć Saruś~~.
Wiem, że mnie za to zabijesz. :P
Przyłapana na sałatce.
Pozdrowienia dla Zuzy!
Games room.
Więcej games roomu.
I gdy ktoś wygra - cała sala klaszcze.
SERIO.
Spójrzcie na tego Geralta. XD
To jest creepy.
Tego jest więcej. D:
Kolejne genialne cosplaye.
Gwiezdne Wojny po raz n-ty.
Sara oficjalnie została Wędrowyczem. <3
Darmowego przytulaska?
Może jeszcze jednego?
Podwójne przytulanie?
Spotkanie autorskie z Grzędowiczem. <3
A tutaj Gołkowski w swoim genialnym mundurze. <3
I ten epicki napis "TOALETY". :P
Autografy~~
PANEL: O potrzebie czytanie i pisania wielotomowych sag.
Witam Vaderka ponownie.
Vaderek z koleżkami. :P
No, ale patrzcie jaki genialny kostium.
Więcej koszulek.
I ta gigantyczna kostka po lewej.
Więcej węża.
A to już inny wąż. Mały i wredny, lubił się we włosy plątać.
Niegrzeczniuch.
Marzenie senne każdego Hobbita.
I Sary.
Ale to Hobbit.
Czytaj dalej...
Zamknieta w pozytywce © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka